Nie umiałem się zatem oprzeć natrętnym porównaniom z filmem córki FFC: "Między słowami". Nawet metoda jakby podobna. I tu i tam mamy pozostawioną samej sobie amerykańską kobietę w obcym kraju. I tu i tam mamy nanizane na nitkę fabuły liczne drobne obserwacje. Ale we wszelkich porównaniach 'Lost in Translation' wygrywa już w przedbiegach. Tam jakoś nie mieliśmy wrażenia, że oglądamy natrętnie sączony product placement turystyki przyjazdowej do Japonii. I jakoś się to wszystko, pomimo licznych dygresji, składało w jedną koherentną całość.
O ile twarz Diane Lane jest równie magiczna, magnetyczna jak twarz Scarlett Johansson, o tyle tutaj ów francuski aktor niech nawet nie próbuje stawać u boku Billa Murraya.